sobota, 2 lipca 2011

Trzydziesta druga odsłona M.

Tyle razy sobie mówiłam "Maria on, nikt nie będzie dla Ciebie." Siedzę właśnie w ogrodzie pełna wspomnień, żalu. Do wielu, do siebie. Nadia już kompletnie zapomniała, że istnieję, zaczęła mnie potrzebować tylko wtedy, kiedy trzeba zostać z dzieckiem. Zero rozmów, nawet głupiej herbaty i milczenia, nie ma nic. Liczy się tylko ona, on i dziecko. Nie ma nic pośrodku. Jestem wkurwiona. Mam ochotę napisać do Tomka, ale ostatnio prawie mnie pocałował i staliśmy się oboje tak zachowawczy, tak oschli. Ja się przestraszyłam, on się zaczął bać... Nie wiedziałam, że taki strach tyle kosztuje, aż tyle... Pojechałabym, ale co ja mu powiem, wymyśl, co ja mam mu powiedzieć! Że ja...tak, że ja mogłam? Ja?? Muszę się napić na odwagę, jak nie powiem, nie zrobię nic, to zawsze będziemy obok. Czy ja w ogóle mogę, mam prawo mówić? Czy mam prawo tak na niego patrzeć!? Jadę.
Ja: Tomek ja wiem, ja wiem, że jest już późno, ale jestem tutaj.. Wiem, że pada, właściwie to nie ma znaczenia, ale ja już nie mogę dłużej. Kocham Cię, kocham od momentu kiedy Cię zobaczyłam, kiedy mogłam czytać co piszesz, jak tylko mogłam widzieć jak się uśmiechasz, jaki jesteś dla mnie, dla siebie. Pójdę sobie i możemy się nigdy nie spotkać, ale musiałam to powiedzieć, nie byłabym sobą, gdybym nie wydusiła z siebie tego wszystkiego. Nie kocham jego, właściwie już od dawna, on jest tylko wspomnieniem, czymś co przestało być realne. Nie musisz mnie kochać, nic nie musisz... Ja wiem... Kretynka ze mnie, Tomek, przepraszam... Idę...