I nawet gdyby z krwią zmieszać te wszystkie pozabierane księżyce, ponakrywane słońca, nie okłamię, że nie zniknę. Być w kimś, a żyć jego oddechem, to trudne drogi. Zawsze byłeś przyjazdem na dwie noce... wraz z powitaniem znikałeś, ot tak... a ja nie miałam prawa w sobie, nie zatrzymałam szyn, w biegu nic nie stanie się widoczne, ja nie nauczę się kochać spokoju.
Dlatego naszego jestem mi trzeba, w dusznym mieście, w moich palcach zapewnień, że nie rzuca się kobiety... a w poczekalni już tylko motyle bez westchnień...