M numer dwadzieścia dziewięć
Dziecko jest piękne, zostałam ciotką wspaniałego mężczyzny o imieniu Stefan! Jest taki nasz, uroczy, zdrowo płaczący swoją drogą. A Tomek jest, czekał i wspierał mnie, głupią mnie właściwie, ale to miłe, że mi pomógł, że tak się zachował. Widzę jaki jest zmęczony, dlatego zaproponowałam mu kawę u siebie, kilkuminutowy spokój. Chociaż tyle mogę, chociać...nie wiem
Ja: Może chcesz coś zjeść? Nie wyglądasz najlepiej, trochę Cię dzisiaj wykorzystałam z tym szpitalem i spacerem. Nie gotuje rewelacyjnie, ale powinieneś chociaż kanapki, co?
Tak ja wiem, ja wiem Tomek, że nie jestem w porządku wobec Ciebie, powinieneś wiedzieć, że to, że... Maryśka skup się!! No, to że ja wystawałam na moście, to to nie miało nic wspólnego ze zwykłym odpoczynkiem, wyciszeniem. Nie radziłam sobie z życiem. Byłam w chorym związku przez kilka lat, z żonatym mężczyzną, który w żaden sposób nie mógł zrezygnować z kobiet, jak się okazało, kochał seks, dobry seks nic więcej. Kochał kobiece ciało, nie mnie. Zakochałam się i wiesz... wydawało mi się, że to ja jestem tym jego problemem, stawałam się nie tą Marią co na studiach, nie tą, którą tak bardzo wszyscy lubili. Byłam robotem i w pewnym momencie wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, to popłynę razem z whisky i nie wyjdę z tego, po prostu nie. Nie mogę wiecznie siedzieć na głowie innych, tylko na własnej, tak powinnam. Dlatego zaczęłam jeździć na most, tam nikt mnie nie widział, nie słyszał, mogłam, mogę robić co chce. Zacząłeś się pojawiać Ty, na początku nie miało to dla mnie znaczenia, ale później&nie wiem dlaczego odważyłam się, zostawiłam Ci list. I od tamtego czasu nie bywałam tam tylko dla siebie, byłam dla rozmów z tobą, dalekich, ale lubiłam to, lubię... Lubię Ciebie... No to ile chcesz tych kanapek co??
Tomek: Nie, nie będę jadł. Wyjdźmy do ogrodu i wypijmy kawę, to wystarczy...
Dziękuję za to co powiedziałaś...
Ja: Ćśśśś...już więcej tego nie zrobię, obiecuję...