wtorek, 17 maja 2011

X

Pakowania, przekładania&Zrobiłam już miejsca na półkach, dom jest sprzątnięty, lśni czystością. Groch nawet jest dzisiaj jakby odświętny, bo mój drogi, zmiany, zmiany, zmiany. Tak przyjechał już, wypakowujemy pudła z samochodu, ja tylko obserwuje jak układa wszystko w szafie, później w łazience, jak podchodzi do mnie i co jakiś czas całuje mnie w czoło. Wiesz jakie to realne? Może ja powinnam nagrać film, żebym nie zapomniała.
Wspólne śniadania, obiady, kolacje, ta pieprzoną stabilizację, której tak potrzebowałam. Nie przeszkadza mi, że moja szanowna matka z łysym ojcem wydziedziczą mnie, nie odbiorą telefonów. Żyje ze świadomością, ze od teraz jestem pierdoloną wyklętą. Właściwie po co mi rodzina, która nie umie zaakceptować moich wyborów co?!
A po co mi Maria, która jest wiecznie nieszczęśliwa, ale żyje tym i to daje jej wiele energii?
Kurwa, tak źle i tak nie jest dobrze. Mówisz, ze teraz da mi to ktoś inny, wiesz jak To się nazywa? Uzależnieniem. Mój stróż to lekarstwo i przekleństwo w jednym. Złączyłam się z nim niewidzialną pępowiną, bez niego oddycham, ale tylko połowicznie, widzę tylko połowę i nic nie daję z siebie.
Może powinnam wyjechać i zostać sama, nie raniąc nikogo? Powiedz!