czwartek, 26 maja 2011

Czternasta nieszczęśliwa część Marii

Remontuje właśnie moje mieszkanie. Zabieram Grocha i na jakiś czas uciekamy jak zdarta płyta, do własnego świata. Może muszę zapisać swoje życie w innych tonach, bez toksycznych związków, relacji? A może tak bardzo źle mówię, może nie powinnam narzekać? Mam miłość swojego życia przy boku, przy sercu tak blisko.
Byłam ostatnio w filharmonii i po pół godzinie musiałam wyjść, bo zaczęłam płakać na całą salę, tak mi to wszystko przypominało, każdy takt, tego człowieka, jak rani mi moją duszę. Wiesz zaczęłam czuć przyjemność z własnej samotności, nikt nie rozumie jej lepiej niż ja. Spacerując po moście od jednej strony po drugą, widzę jak bębni mi cały dzień w głowie. Jak unoszę ponad sobą całą toksyczną otoczkę mojego życia i ciszę, która daje zapomnieć o próżności. Tylko, żebym nie zapominała jak się oddycha, bo któregoś dnia nie wstanę i nie będę umiała żyć i namalować tydzień, od poniedziałku do niedzieli.
Dziś się widziałam z Nadią, przestałam jej mówić co u mnie, przytakuje że zajebiście, bo tak lepiej. Ona od nowa buduje swoje szczęście w sobie, kocham ją jak siostrę. Dotknęłam brzuch, poczułam kopnięcia i całe serce zakuło mnie najmocniej na świecie. Brakuje mi takiego małego życia, od zawsze o tym marzyłam, ale wstydziłam się przed samą sobą, przed stróżem, że chciałabym zostać matką i kochać kogoś, kto odwzajemni moje uczucia i da mi pokochać siebie, bezwarunkowo. I niech tak będzie, niech Nadia buduję radość ze swoim mężczyzną, ja przemilczę stróża. Dziś nie wrócił na noc.
Tak, brak mi miłości