czwartek, 2 czerwca 2011

maria17

Zwykła szara, pomazana. Wino się skończyło. A tak poważnie, wszystko się skończyło i wiele zaczęło. A ja, siedzę w ogrodzie, studenci się wynieśli&Dałam im mieszkanie, żyją tam, ja tu. Medytuje, słucham na płytach odgłosów ptaków& piję sporo kawy. Jestem.
Dla innych to mało, dla mnie aż za wiele. Jeżdżę na rowerze na most, milczę, Groch jest mój i tylko mój, żyjemy dla siebie. Nadia już toczy się jak wielka kulka, jest kochana. Niedługo poród, a ja w życiowej dupie.
Ze stróżem nie mam kontaktu, raz go widziałam w mieście, to oboje uciekaliśmy przed sobą, jak dzieci. Widocznie było nam potrzebne zakochanie, dobry seks, a teraz czarna dziura. Na dziwkach jest dość często, tak słyszałam, a od żony nie odszedł. Swoją drogą Biedna kobieta, przechodzi więcej niż ja, czasem myślę, że chciałabym ją przytulić, powiedzieć przepraszam, ale&  Nie znamy tego samego człowieka.
Ostatnio Twoje milczenie jest wymowne, wiem&tak mało czasu Ci poświęcam, ale samej brak mi teraz oddechu, pełnego tchu. Bo właściwie, tak mogę sobie za to podziękować, nie jemu, tylko sobie Marua, sobie dziękuj kurwa. Zauważyłeś? Mało klnę! To sukces, możliwie chwilowy, ale to działa, moje wyciszenie!
Nie odkochałam się, tęsknię jak idiotka& Jutro idę do psychologa, ponoć dobry.. Może Maryśka się podleczy i uratuje swój świat? Ogród tak zbladł, rumieniec pobladł..
A może.. Co u Ciebie?