Spoglądam w tę niewzruszoną podmuchem wiatru taflę. Wciąga mnie jej głębia, wodząc za nos swoją tajemniczością. Słyszę jej krzyk, a echo niknie gdzieś w oddali. Jest zimno, odmarzają mi palce. Powoli opadam, a chłód przenika mnie na wskroś. Toruje sobie drogę przez tętnice aż to serca. Zamarzam, a niemoc nie pozwala mi zasnąć choć skrycie o tym marzę. O błogim śnie i rozmazanym obrazie wzburzonego morza mojego serca.