niedziela, 16 października 2011

hardly ever



* * *

Trzy rozmowy wstecz. Siedzimy obok na przeciwnych krańcach ziemi. Obok siebie. Słyszę bicie Twojego , przecież nie go nie masz (?) , serca. Lekkie drganie oddechów wypełnia tę melodię niedoskonałymi pauzami. Jest tu pan strach, nieszczery do wyczerpania wszelkich form nieszczerości. Pam pam pam .. Jednostajny spokój. Pokój. Mój. I różnozłote akcenty.
Brakuje mi odpowiedzi.
Brakuje mi pytań, na które umiałabym znaleźć rozwiązania.

Powiedz, czy to aby nie Ty podpowiedziałeś mi bym robiła w życiu to na co mam ochotę, tę największą ? Że o to właśnie w życiu chodzi ? Że dotykasz mego ramienia tylko po to, bym rzeczywiście zrozumiała moje 'tak mocno tego pragnę, że zaczynam wariować' ? Że patrzysz na mnie tym wzrokiem, który przebija mi duszę zabierając słowa, myśli, wrażliwości, pewność, nienawiść, bym zrozumiała wreszcie, co znaczy to wszystko ?
Krok do przodu i automatyczne tysiąc siedem kroków w lewo, później ćwierć stopy w tył i bum.

Nigdy nie pomyślałabym, że potrafię sama siebie ranić tak mocno mając w ręku narzędzie jakim jesteś nieistniejący Ty. Tylko to narzędzie. Zbrodnia doskonała, nie sądzisz ?
Nigdy nie pomyślałabym, że odganiam od siebie tą myśl tak długo... Nigdy nie pomyślałabym, dlaczego to robię. Nigdy nie pomyślałabym, że rzeczywiście chodzi tu o coś sto razy bardziej silnego niż nasze sobą rozczarowania.
Że unosi się tutaj coś większego.
A ja zwyczajnie uciekam, bo nie umiem znieść odrzuceń.

nigdy więcej nie dam sobie przed tobą uciec.
hardly ever ..